środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 12.

*Perspektywa Jenny*
Trzy tygodnie minęły mi dość szybko i już dzisiaj miałam zdjąć z nogi gips. Muszę przyznać, że nie było aż tak źle jak się spodziewałam. Codziennie miałam towarzystwo. Oczywiście najczęściej towarzyszyli mi Niall i Luke. Co za ironia... Dwójka facetów, dwójka niebieskookich blondynów, na których mi strasznie zależy. Przez ten czas jednak bardziej zbliżyłam się do Hemmingsa. Może dlatego, że wspólna przeszłość z Niall'em nie pozwala o sobie zapomnieć. Przyjaźń, która teraz nas łączy jest wystarczającą relacją dla nas... a przynajmniej dla niego. Natomiast Luke... Z nim jest inaczej. Mogę spędzać z nim całe dnie, a jego towarzystwo nigdy mi się nie znudzi. Możemy się śmiać, możemy rozmawiać, możemy po prostu milczeć. To jest coś pięknego. Chcę go widzieć codziennie, bo tęsknię za nim jak tylko ode mnie pójdzie. I mimo że spędzam z nim kilka godzin dziennie, to nie mogę nasycić się jego towarzystwem. Im dłużej jest przy mnie, tym bardziej nie chce, żeby odjeżdżał. Czułam się tak przy Niall'u kiedyś...  albo teraz... chyba...
Luke przyjechał po mnie taksówką. Pomógł mi po raz ostatni zejść ze schodów z gipsem na nodze. Tak, to jest piękny dzień. Pół godziny później byliśmy już w szpitalu i czekaliśmy aż lekarz zdejmie mi to gówno z nogi. Nie mogłam doczekać się tego momentu.
-Pani Stinson. - zawołała pielęgniarka, a ja o kulach dostałam się do gabinetu. Doktor zdjął mi gips i skierował na badanie usg. Ciągle o kulach podeszłam do innego gabinetu, gdzie wykonali mi badanie. Po kilku minutach byłam z powrotem w gabinecie mojego lekarza. Więzadła się zrosły, ale problemy z kostką mogą jeszcze występować... Świetnie. Z grania w siatkówkę nici. Dostałam stabilizator i nakaz chodzenia chociaż z jedną kulą przez kolejny tydzień. Dobrze, że tylko tyle. Zadowolona wróciłam na korytarz, gdzie czekał na mnie Luke.
-I co Ci powiedzieli? - spytał zmartwiony chłopak. Cholera, to takie słodkie, że się tak o mnie martwi i troszczy. 
-Stabilizator na tydzień i wszystko w sumie w porządku. - uśmiechnęłam się. 
-Możesz już chodzić? 
-Mogę mieć z tym na początku mały problem, więc na razie jeszcze kule. 
-I tak dobrze, że nie masz gipsu. To co, kawa i ciastko? - zaproponował i to chyba oczywiste, że nie mogłam mu odmówić. Poszliśmy do kawiarni na przeciwko szpitala. Zamówiliśmy dla siebie to, co chcieliśmy. Ciągle nie mogę uwierzyć w to, że Luke jest tutaj, jest w Manchesterze. To jak jakiś sen, ale z tego snu nie chcę się budzić. Rozmawialiśmy o mojej szkole. Na szczęście przez ostatni tydzień chodziłam na uczelnię nawet z gipsem, żeby nadrobić wszystkie zaległości. Z tematu mojej nauki przeszliśmy na zespół chłopaka. Grają koncerty dwa lub trzy razy w tygodniu. Następny występ mają w piątek, za dwa dni. Obiecałam blondynowi, że będę na pewno. Nie wiem czemu, ale chce żebym koniecznie tam była. Coś kombinuje, tylko jeszcze nie wiem co. Mam nadzieję, że to nic strasznego. 

Kolejne dwa dni minęły mi naprawdę szybko. Nim się obejrzałam już był piątek, czyli początek weekendu. Nie wiem, jak ten czas leci. Wszystko tak szybko mija, że jeszcze chwila i będzie koniec roku szkolnego i wakacje. Może w wakacje wyjadę ze znajomymi? Albo wrócę do rodziców do Londynu? Nie mam pojęcia. Ale muszę coś zorganizować. Z dnia na dzień chodzi mi się coraz lepiej. Ból w kostce jeszcze mnie całkowicie nie opuścił, ale jestem na dobrej drodze. Mam nadzieję, że w wakacje będę mogła wrócić do treningów w siatkówkę. Usłyszałam dzwonek, który oznaczał koniec dzisiejszych zajęć. Wszyscy z naszej paczki wybierali się na koncert chłopaków w barze. Będą mieli dzisiaj wielką widownie. Dzisiaj też poznam koleżankę Niall'a. Nie wiem, czy mam na to ochotę, ale wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Ale czy jestem gotowa, żeby widzieć Horana z inną dziewczyną? Odpowiedź jest prosta. Nie. Nie wyobrażam sobie, że mam tam tak po prostu siedzieć i z nimi rozmawiać, kiedy oni będą obok siebie... blisko... bliżej niż ja... Nie wiem, czemu tak reaguję. Myślałam, że już mi przeszło. Mam przy sobie Luke'a. I to on powinien być moim jedynym tematem do myślenia. Ciekawe, czy Niall reaguje tak, jak ja, gdy widzi mnie z Hemmings'em. Jeśli tak, to wiem, jak cholernie źle musi się z tym czuć. Ale musimy w końcu o tym wszystkim zapomnieć, ruszyć w końcu zostawiając za sobą przeszłość. Tylko czy my na pewno tego chcemy?
Szykowałam się na koncert, gdy do mojego pokoju wpadła Katy.
-Gotowa na dzisiejszy występ? - spytała podekscytowana.
-O co wam wszystkim chodzi? Jaracie się tym koncertem, jakby miało się coś wydarzyć. Słyszeliśmy ich już nie raz, jak grają. Idę tam tylko, bo Luke mnie bardzo o to prosił. Nie wiem, co on kombinuje. - odparłam, nakładając jednocześnie tusz na swoje rzęsy. Postanowiłam pomalować się dzisiaj trochę mocniej i ubrać bardziej "rockowo".
-Po prostu wyczuwam, że dziś będzie dobry wieczór. - uśmiechnęła się do mnie szeroko. Zaśmiałam się pod nosem. Myślałam, że to będzie zwykłe wyjście na piwo przy dobrej muzyce. Nie spodziewałam się, że skończy się to całkiem inaczej...

***
Wiem, bardzo krótki i bardzo późno... Przepraszam z całego serducha. Chciałam na początku całą akcję napisać w tym poście, ale potem doszłam do wniosku, że was trochę pomęczę i zostawię w niepewności :> jestem okrutna xd Potraktujcie to coś na górze jako taki krótki zwiastun przyszłych wydarzeń.
Kilka spraw organizacyjnych:
1. Cieszmy się i weselmy, bo zamówiłam szablon i niedługo będzie na blogu! Nie wyobrażacie sobie, jak wielki mam teraz uśmiech. :D
2. Na tym opowiadaniu przekroczyliśmy liczbę 5 tysięcy wyświetleń, a na Stole my heart aż, UWAGA UWAGA, 20 tysięcy! Jesteście wspaniali! Dziękuję! :*
3. Zaczynamy wakacje, więc równa się to z (mam nadzieję) częstszymi rozdziałami. Postaram się je dodawać regularnie w niedzielę lub (najpóźniej) poniedziałek wieczorem. Pasuje? :)
4. Niestety, nadszedł czas na smutną wiadomość. Od września będę w klasie maturalnej (tutaj wybucham wielkim płaczem) i nie będę w stanie poświęcać czasu temu blogowi. Zobaczymy, jak to wszystko się potoczy, ale prawdopodobnie opowiadanie skończy się w te wakacje. (tutaj Wy wybuchacie wielkim płaczem xd) Ciężko mi to mówić, ale matura będzie dla mnie priorytetem i pewnie będziemy musieli się rozstać na jakiś czas. Ale przed nami jeszcze wspaniałe 2 miesiące. :)
To chyba na tyle ode mnie. Jeśli macie jakieś pytanka, to walcie śmiało. :)
Komentujcie Skarby :*

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział 11.

*Perspektywa Luke'a*
Obudziłem się ok. 8. Pogoda była piękna. Słońce świeciło i musiało być niesamowicie ciepło. To kolejny powód, przez który mam taki dobry humor. Oczywiście głównym sprawcą mojego wspaniałego samopoczucia jest Jenny. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ją tu znowu spotkałem. Byłem w takim szoku. Nie wiedziałem, czy mam w ogóle do niej podejść, czy mnie pamięta. Wakacje rok temu były dla mnie najlepszymi w całym życiu. To, co tam przeżyłem było czymś niesamowitym. Nie zapomnę tego do końca życia. Wystarczył niecały tydzień, a Jenny stała się najważniejszą osobą w moim sercu. I po całym roku mogę się przyznać, że uczucia, które zrodziły się w Santa Cruz ciągle są takie same. Ostatnie trzy dni były świetne. Codziennie się z nią widuję i nie zapowiada się, żeby coś się zmieniło. Wiem, że może ona nie jest gotowa na większe zaangażowanie, ale tak bardzo chciałbym móc tulić ją w swych ramionach. Tak jak tej jednej nocy, kiedy była moja. Jestem pewny, że czuła do mnie to samo, co ja do niej. W innym wypadku nie zgodziłaby się na taki układ. Ciągle pamiętam to ciepło, które od niej biło, smak jej niesamowitych ust... To co ona ze mną zrobiła... wywróciła moje życie do góry nogami. Bez niej było szare, smutne, monotonne. Od naszych wspólnych wakacji wszystko się zmieniło. Mogłem kochać i być kochanym. Tylko w tym wszystkim tkwił jeden problem. Ona wyjechała... Nie mogłem się po tym pozbierać. Próbowałem poznać inne dziewczyny, ale żadna nie była dla mnie tak idealna jak Stinson. Była dla mnie wszystkim. I niektórym na pewno wydaje się to śmieszne, że zdążyłem tak zakochać się w tej dziewczynie w ciągu zaledwie kilku dni. Ale tak czasami bywa... Miłość przychodzi niespodziewanie. I nigdy nie masz pewności, czy ta którą poznasz może być tą jedyną. Nie mam pojęcia, czy tą jedyną jest dla mnie Jenny. Wiem tylko to, że do nikogo nie czułem tego, co czuję do niej.
Wstałem z łóżka. Obiecałem, że przyjdę do niej z samego rana. Ubrałem się w czarne rurki i koszulkę z logiem Guns N' Roses. Wykonałem poranną toaletę, a pod nosem śpiewałem jakąś piosenkę. Mieszkaliśmy z chłopakami w mieszkaniu wujka Ashtona, który wyjechał na miesiąc do pracy. Mieliśmy szczęście, że przydarzyła nam się taka okazja. Mieszkanie nie było za duże, ale każdy miał swój pokój. Wyszedłem z łazienki i skierowałem się do pokoju po snapback i raybany. Założyłem czarne trampki i skierowałem się w stronę drzwi wyjściowych.
-A Ty gdzie się wybierasz księżniczko? - zapytał Michael, który akurat siedział na kanapie.
-Idę do Jenny. Obiecałem, że z nią posiedzę.
-To ona rozwaliła wczoraj nogę?
-Tak. Będę późno. Na razie. - powiedziałem i wyszedłem. Po drodze zaszedłem jeszcze do kawiarni po kawę i śniadanie dla Jenny. Mam nadzieję, że się ucieszy z niespodzianki. Po kilkunastu minutach byłem pod drzwiami jej mieszkania. To trochę niebezpieczne, że nie mają tu domofonu, ale trudno. Może w tym mieście jest bezpieczniej niż w Sydney. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili w drzwiach stał Niall. Chyba był zdziwiony moim widokiem.
-Siemano. - przywitał się blondyn.
-Cześć. Jest Jenny?
-Wiesz, ona raczej nie jest w stanie ruszyć się poza nasze mieszkanie. - zaśmiał się. Fakt. Punkt dla Ciebie Niall. Chłopak otworzył mi drzwi i wszedłem do środka. - Jest w pokoju. Ja wychodzę, więc jak coś to jesteście sami. Wrócę pewnie w nocy, więc fajnie by było jakbyś posiedział tu z nią, żeby nie była sama.
-Spoko, Niall. Da się załatwić. - uśmiechnąłem się. Chłopak wyszedł, a ja poszedłem do pokoju Stinson. Zapukałem i powoli wszedłem.
-Niall, mówiłam ci, żebyś dał mi spokój i poszedł w końcu do szkoły. - powiedziała zdenerwowana.
-Ok, rozumiem, że jesteśmy podobni, ale żeby aż tak? - zaśmiałem się.
-Ojej to Ty. Myślałam, że Niall po raz kolejny przyszedł zapytać, czy czegoś potrzebuje.
-Nie, właśnie wyszedł. Przyniosłem Ci śniadanie. - uśmiechnąłem się do niej. Dziewczyna od razu się rozpromieniła.
-O mój Boże. Uwielbiam Cię po prostu.
-Miło mi to słyszeć. - zaśmiałem się i podałem jej torbę z, mam nadzieje, jeszcze ciepłymi naleśnikami i kawą. Usiadłem obok niej na łóżku. - Dobra, mamy jakieś konkretne plany na dzisiejszy dzień? - zapytałem.
-Hmmm... w sumie to za dużo opcji nie mamy. Jestem uziemiona, więc nie mam żadnych pomysłów.
-Maraton filmowy? Czy oglądanie wszystkiego co popadnie?
-Najpierw film, potem telewizja.
Po tym jak Jenny zjadła śniadanie pomogłem jej wstać i poszliśmy do salonu. Kanapa była rozłożona, więc cały dzień mogliśmy na niej poleżeć... razem...
-To co oglądamy? - zapytałem, gdy podszedłem do półki z filmami. Przejrzałem filmy i w oczy rzuciło mi się mnóstwo filmów Marvela. - Jesteś fanką superbohaterów?
-Jejku, uwielbiam ich! Kapitan Ameryka, Iron Man, Thor i Hawk Eye są najlepsi. - powiedziała zadowolona.
-Ok, czyli w sumie wszyscy z Avengers. Hmm... może obejrzymy "Koszmar z ulicy Wiązów"?
-Horror w dzień? - zaśmiała się.
-Chociaż będzie śmiesznie.
-Dobra, włączaj.
Włożyłem płytę do odtwarzacza. Jenny już zdążyła rozłożyć się na kanapie. Pierwsze minuty filmu minęły, gdy nagle Stinson zaczęła się wiercić i przekręcać. Robiła tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu nie wytrzymałem.
-Matko z córką! Uspokój się wreszcie. - powiedziałem.
-Jak mam się uspokoić, jak jest mi nie wygodnie?! - zdenerwowała się. Ups, w takim stanie wygląda jeszcze bardziej seksownie.
-To weź coś zrób, żeby było Ci wygodnie.
-Ale ja nie wiem co! - powiedziała i rzuciła się na poduszkę śmiesznie mamrocząc pod nosem. Przewróciłem oczami. Ta dziewczyna nie może usiedzieć w jednym miejscu. Podniosłem swoją rękę i spojrzałem na nią, dając jej do zrozumienia, że może położyć się na moim brzuchu.
-No chodź tu w końcu. - rzuciłem, a ona posłusznie wykonała moją prośbę. Przerzuciła jedną rękę przez mój brzuch, a głowę oparła o moją pierś. W końcu się uspokoiła. Delikatnie masowałem jej plecy i miałem wrażenie, że między naszymi ciałami przeskakuje jakieś napięcie, które powodowało przyjemny dreszcz w dole moim pleców.
-Prawie jak tamtej nocy w Santa Cruz, racja? - zapytała szeptem i podniosła głowę patrząc na mnie z dołu. Jej oczy błyszczały, a ja nie mogłem oderwać od nich wzroku.
-Tak, najlepsze wakacje mojego życia. Fajnie by było, gdybyśmy mogli to wszystko przeżyć jeszcze raz. - westchnąłem.
-Kto mówił, że nie możemy? - powiedziała, a jej słowa były czymś niesamowitym. Były propozycją, nadzieją, obietnicą, że spróbujemy. I to było piękne, bo już wiedziałem, że nie jestem jej obojętny. Położyła się znowu na moim torsie i w milczeniu obejrzeliśmy film do końca.
Reszta dnia minęła mam dość szybko. Po filmie włączyliśmy telewizję. Na obiad zamówiłem pizzę i wieczór spędziliśmy grając w gry na Playstation. Nim się spostrzegłem już dochodziła 23.
-Wiesz co, ja to już będę się powoli zwijał. Późno jest, a chłopaki pewnie się trochę martwią. Poradzisz sobie? - spytałem.
-Tak, dziękuję ci bardzo, że w ogóle znalazłeś dla mnie czas.
-Dla ciebie zawsze. - uśmiechnąłem się. Dałem jej buziaka w policzek i wyszedłem. To był bardzo udany dzień.

***
Ok, mam wrażenie, że jestem dla Was za dobra, bo rozdziały są częściej a komentarzy mniej... chyba zacznę Was szantażować :P
Dzisiaj trochę inaczej (i krócej, smuteczek), z perspektywy Luke'a. Oby Wam się podobało. ;) mam ostatnio pomysły na tego bloga i coraz lepiej mi się go pisze :3 Docenijcie to, proszę :)