wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 10.

Obudziłam się  o 7.30. Z tego co usłyszałam w nocy Niall wrócił około 3. Nie budziłam go. Niech odeśpi tą imprezę. Napisałam karteczkę, którą przyczepiłam do lodówki, że mecz jest o 12 i jak chce to może przyjść. Zjadłam śniadanie, wzięłam sportową torbę i ubrana w dres naszej drużyny ruszyłam na uczelnię. Postanowiłam iść na pierwsze wykłady, bo są ważne dla naszych egzaminów. Po 2 godzinach nauki poszłam na halę, gdzie czekały już wszystkie dziewczyny i cheerleaderki. Poszłyśmy do szatni i przebrałyśmy się w nasze stroje. Po kilku minutach wszedł do nas trener. Wytłumaczył nam, jak ważny jest ten mecz i jak bardzo mamy się skupić, żeby go wygrać. Po tej motywacyjnej rozmowie, zakończonej naszym okrzykiem, wyszliśmy na halę. Na trybunach powoli zbierali się kibice. Nie mieliśmy ich za dużo, ale to i tak pomagało nam w wygranej, bo wiedziałyśmy, że ktoś docenia nasze starania i wylewane na boisku poty. Standardowo na rozgrzewce odbijałam z Megan. Potem przyszedł czas na atak i zagrywkę. Zmotywowane i gotowe do walki, zaczęłyśmy mecz. Rozejrzałam się po trybunach w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Zobaczyłam siedzącego niedaleko blondyna i od razu uśmiechnęłam się na jego widok. Luke pomachał mi i pokazał, że trzyma kciuki. To wystarczyło mi, żeby być pewną dzisiejszej wygranej. Po rozegraniu pierwszego seta wiedziałyśmy z dziewczynami, że to nie będzie łatwy mecz. Jednak starałyśmy się grać jak najlepiej. W połowie drugiego seta wyskoczyłam do bloku i niestety wylądowałam na stopie rywalki, wykręcając tym samym kostkę. Przewróciłam się i złapałam się za nogę. Ból był nie do zniesienia, w oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili płynęły po moich policzkach. Pobiegły do mnie dziewczyny z trenerem. Zdjęli mi buta. Kostka była sina i spuchnięta. Zabrali mnie na ławkę, a za mnie weszła Sophia. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Mimo tego, że trener zamroził mi kostkę, bolała okropnie. Schowałam twarz w dłonie nie wierząc, że akurat w tym momencie doznałam kontuzji. Jaka ze mnie pokraka... Przed samymi finałami, przed egzaminami... Miałam tyle okazji, żeby spełnić marzenia. A wszystkie plany legły w gruzach przez mojego głupiego pecha. Po chwili podbiegł do mnie Luke.
-Mój Boże, Jenny co się stało? - zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zmartwienia i przerażenia zarazem. Kucnął przede mną i złapał moją twarz w swoje dłonie. Otarł moje łzy. Motyle w moim brzuchu nagle sobie o mnie przypomniały. To takie miłe uczucie, kiedy ktoś się o ciebie martwi i troszczy.
-Nie wiem... coś zrobiłam w kostkę... tak cholernie boli... - powiedziałam między szlochami.
-Chodź zabiorę Cię do szpitala. - powiedział i podszedł do mojego trenera. Rozmawiał z nim o czymś i po chwili wziął mnie na ręce. Wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam, mając nadzieję, że dzięki temu ból minie. Posadził mnie na ławce przed szatnią. - Wezmę twoje rzeczy. Jaką masz torbę?
-Granatową z białym logiem Nike z przodu. - powiedziałam a chłopak znikł za drzwiami. Wrócił po chwili z moją torbą, którą przewiesił przez ramię, a ja z powrotem byłam w jego ramionach. Biło od niego takie ciepło. Jedyny plus tej mojej kontuzji był taki, że mogłam zbliżyć się do blondyna. Doszliśmy do samochodu. Posadził mnie z przodu i sam zajął miejsce kierowcy. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do szpitala. Tam od razu dostałam wózek, więc Hemmings nie musiał męczyć się z noszeniem mnie. Pojechaliśmy ma ostry dyżur. Przyjął mnie miły lekarz, który zlecił mi badanie RTG i USG stawu skokowego. W szpitalu zeszło się około dwóch godzin. Przez ten cały czas był przy mnie Luke. Nie wiem, jak mu się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie zrobił. Siedzieliśmy w poczekalni czekając aż wezwie nas lekarz.
-Nie martw się tak. Nie będzie tak źle. - powiedział blondyn i złapał mnie za rękę. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Och, Hemmings, co Ty ze mną robisz...
-Jenny Stinson. - powiedziała pielęgniarka. Była dość niską blondynką. Sprawiała wrażenie miłej dziewczyny. Luke popchnął mój wózek do gabinetu. - Przepraszam, jest pan z rodziny Pani Stinson? - zapytała.
-Nie. - powiedział zdezorientowany Luke.
-Więc nie może Pan uczestniczyć...
-Proszę, niech wejdzie. Nie chcę być tam sama. - przerwałam jej. Kiwnęła głową i wpuściła nas do gabinetu.
-Więc, pani Stinson. Mam dla pani dwie wiadomosci: dobrą i złą. Zła jest taka, że zerwała pani więzadła. Dobra natomiast to to, że nie są zerwane całkowicie, więc nie musimy leczyć tego operacyjnie. Założymy pani gips na około 3 tygodnie i potem zobaczymy co dalej. - powiedział. Zerwane więzadła... Więc możemy uznać, że to koniec mojej siatkarskiej kariery. W oczach zebrały mi się łzy. Moje życie jest do kitu...
Lekarz założył mi gips. Dostałam od szpitala kule i po uzupełnieniu wszystkich formalności wróciłam do domu w towarzystwie Luke'a. Dobrze, że moje mieszkanie było na pierwszym piętrze, przynajmniej nie musiałam tak bardzo męczyć się w wejściu do środka. Hemmings otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Poszłam od razu do salonu i położyłam się na kanapie. Zakryłam twarz poduszką czując, jak łzy ponownie zbierają mi się w oczach.
-Hej, nie załamuj się. Wytrzymasz te trzy tygodnie. - powiedział i zdjął ze mnie poduszkę. Kucał przy kanapie.
-Dziękuję Ci tak bardzo. Cały dzień musiałeś użerać się ze mną w szpitalu. - powiedziałam patrząc w jego błękitne oczy. Jezu, są takie piękne...
-Ej po pierwsze, nie użerałem się z Tobą, tylko naprawdę się martwiłem i chciałem być z Tobą. A po drugie, to bardzo mi przykro, ale będziesz musiała wytrzymać moje towarzystwo przez najbliższe trzy tygodnie, bo mam zamiar być twoją osobistą pielęgniarką. - zaśmiał się. Moja twarz od razu się rozweseliła.
-Błagam, tylko nie zakładaj białego fartucha. - powiedziałam, a chłopak roześmiał się jeszcze bardziej. - Luke, ale poważnie. Dziękuję Ci bardzo, nie wiem, jak Ci się odwdzięczę.
-Pogadamy o tym, jak już zdejmiesz gips i będziesz mogła chodzić bez kul. - uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek i jego mina od razu się zmieniła. - Cholera, Jenny, muszę iść. Zapomniałem o dzisiejszym koncercie.
-Dobra, leć. Tu mi się raczej nic nie stanie.
-Szkoda, że nie możesz tam być.
-Jak tylko zdejmą mi gips obiecuję, że będę siedzieć w pierwszym rzędzie.
-Ok, trzymam Cię za słowo. To do zobaczenia jutro. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. - powiedział i składając całusa na moim czole wyszedł. Włączyłam telewizor. Nie było nic ciekawego, więc po prostu zmieniałam kanały. Po chwili ktoś szybko otworzył drzwi i wpadł do mieszkania.
-Kurwa, Jenny. Czemu nie odbierasz telefonu?! - spytał zdenerwowany Niall. Coś mu się stało czy co?
-Mam wyłączone dźwięki i zostawiłam go w torbie. Co Ci jest?
-Co mi jest? Wchodzę na salę na mecz. Ciebie nigdzie nie było. Pytam się dziewczyn, czemu nie grasz, a one mi mówią, że jesteś w szpitalu. Pobiegłem na dwór, złapałem taksówkę i pojechałem do szpitala. Nie mogłem nigdzie Cię znaleźć, aż w końcu pielęgniarka powiedziała mi, że już wyszłaś. I jestem zdenerwowany, bo nie odbierasz telefonu, kiedy ja się tu o Ciebie martwię.
-Ok, Niall, przepraszam, ale naprawdę ostatnia rzeczą, o której bym myślała to mój telefon.
-Dobrze rozumiem. Tylko następnym razem proszę, wyślij mi chociaż jednego sms-a. - powiedział już spokojniejszym tonem. Wow, na serio przejął się moją kontuzją. - Tak w ogóle, to co ci się stało?
-Zerwałam więzadła. Skakałam do siatki i źle wylądowałam. Gips na 3 tygodnie, a potem się zobaczy.
-Janie, tak mi przykro. Coś Ci pomóc, przynieść Ci coś?
-Na razie nie. Ale jakbyś mi jutro rozłożył kanapę to byłoby świetnie. - uśmiechnęłam się.
-Ok nie ma problemu. - odpowiedział. Nie mieliśmy co robić, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Jako że oboje jesteśmy fanami Marvela włączyliśmy Kapitana Amerykę. Horan zrobił popcorn i przyniósł koce. W sumie mało pamiętamy z tego filmu, bo przez większą część czasu rozmawialiśmy. No ale w sumie to każde oglądanie filmu się tak kończy.
-A jak na wczorajszej imprezie? - zapytałam w końcu. Chłopak momentalnie się uśmiechnął.
-Jak zawsze. Trochę wypiliśmy, potańczyliśmy... - odparł, ale głupi  uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy. To musiało oznaczać jedno...
-Ok, widzę jak się szczerzysz. Wydaje mi się, czy...
-Tak. - przerwał mi. - Ma na imię Lydia i jest świetną dziewczyną. - ałć, coś zakuło mnie w moim sercu... Nie mogę w to uwierzyć. Nie, nie, nie, nie!
-Och... - to jedyne co mogłam powiedzieć, bo wielka kula stanęła mi w gardle. Nie wierzę, że jestem zazdrosna...
-Jutro mamy się zobaczyć. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Tak, wyobraź sobie, że jestem cholernie zazdrosna i nie wiem, czemu mi o tym mówisz, Horan!
-Nie no, coś Ty. Cieszę się twoim szczęściem. - skłamałam. Dorwę tą dziewczynę, nawet z nogą w gipsie.
-Może przyszlibyśmy tutaj? Nie chcę, żebyś siedziała tu sama.
-Spokojnie, Luke ma u mnie być. - uśmiechnęłam się. Tak, Hemmo na pewno poprawi mi humor.
-OK. - powiedział i skończyliśmy naszą rozmowę. Byłam zmęczona i postanowiłam iść spać. Powiedziałam Niall'owi "dobranoc" i o kulach doszłam do swojego pokoju. Wyjęłam telefon z torby, którą przyniósł tu Luke i przeraziłam się. Tyle nieodebranych połączeń nie miałam nigdy. Wzięłam telefon i przebrana w piżamę położyłam się do łóżka. Odpisałam wszystkim i już miałam odłożyć komórkę, kiedy na ekranie pojawiła mi się jeszcze jedna wiadomość.

Luke: Jak się czujesz, piękna?  xx
Ja: Nie jest najgorzej, jakoś żyje. ;)
Luke: Uff, myślałem, że umarłaś :P
Ja: Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo Hemmo :P
Luke: Nawet bym nie chciał :) widzimy się jutro?
Ja: Tak, siedzę sama w domu a przydałoby mi się jakieś towarzystwo.
Luke: Ok, wpadnę z samego rana.
Ja: Ok, to do jutra xx
Luke: Słodkich snów xx

I już teraz byłam pewna, że to będzie ciekawy dzień...

***
Taki rozdział z samego rana z okazji dnia dziecka i na poprawę humoru, bo w końcu mamy poniedziałek. ;) Powinnam się uczyć na kartkówkę z hiszpańskiego, ale olać to xd I wracamy do najważniejszego tematu: komentarze. Jak chcecie, to możecie :D naprawdę o wiele lepiej się czuję, gdy mam dla kogo pisać i znam Wasze opinie. Więc postarajcie się, żeby było ich coraz więcej.
Jak widzicie staram się bloga prowadzić bardziej systematycznie, mniej więcej co tydzień jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że to docenicie. :)
Mam jeszcze do Was parę pytań, ale to pod następnym postem. Albo zrobię ankietę :)
Do następnego Kochani ♥
PS. Możecie się dowiedzieć z tego rozdziału, dlaczego mniej więcej od lutego było mało postów. Tak, taka historia z zerwanymi więzadłami przytrafiła się mi. Nic przyjemnego... xd

Rozdział 9.

Trening minął mi dość szybko. Dobrze było zagrać w siatkówkę po tygodniu przerwy. Za dwa tygodnie mamy ważny mecz o puchar, więc musimy się dobrze przygotować. Wyszłam z sali ciągle w dobrym humorze. Dziewczyny pytały mnie, czemu jestem taka zadowolona, ale nie opowiedziałam im całej historii. Wspomniałam jedynie o tym, że jutro jest koncert mojego starego znajomego i chcę, żeby poszły tam ze mną. Weszłam do mieszkania, w którym był już Niall.
-Hej, co tam? - zapytałam zadowolona wchodząc do kuchni, a uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy. Horan właśnie robił kanapki. Wskoczyłam na blat obok niego i zaczęłam wyjadać mu warzywa.
-Ej, zostaw to! - walnął mnie w rękę śmiejąc się. Pokazałam mu język i zaczęłam się śmiać. Boże, co jest ze mną nie tak? - A tobie co tak wesoło?
-Mam swoje powody. Co robisz potem? - spytałam.
-Mieliśmy iść z chłopakami na piwo. W sumie chcieli przyjść tutaj, nie masz nic przeciwko?
-Nie, w porządku. Zajmę się sobą, może w końcu pouczę się do tych egzaminów.
-Nie uczyłaś się dzisiaj przed treningiem?
-Wypadło mi coś innego, nie miałam czasu. O której mają przyjść chłopaki? - zapytałam z ciekawości.
-Mają być za jakąś godzinę. Mam nadzieję, że pomieścimy się w salonie.
-Ma być was więcej?
-Tak, mój kolega przyjechał do miasta i ma wpaść ze znajomymi.
-Tylko nie zróbcie z tego mieszkania jakiegoś klubu. - zaśmiałam się.
-Spokojnie, mamy jutro zajęcia, więc wszystko będzie pod kontrolą. - uśmiechnął się lekko. Zeskoczyłam z blatu i poszłam do swojego pokoju. Przed przyjściem bandy mężczyzn zrobiłam sobie jeszcze kolację i zaparzyłam kubek herbaty. Zamknęłam się w pokoju i wyjęłam po raz kolejny książki z zamiarem uczenia się. Przebrałam się w piżamę i położyłam na swoim łóżku. Usłyszałam dzwonek do drzwi i mogę się założyć, że to chłopaki do Niall'a. Utwierdziłam się w swoim przekonaniu, kiedy wszyscy krzyknęli z radości na widok Horana. Swoją drogą ciekawe czemu spotkali się ze sobą w środku tygodnia. Dowiedziałam się tego pół godziny później, kiedy wszyscy razem krzyknęli na cały blok "GOOOOOL!". Sąsiedzi mnie chyba znienawidzą, że sprowadziłam tutaj Niall'a. Powtarzałam po raz kolejny czynniki lokalizacji przemysłu, gdy nagle moje drzwi do pokoju się uchyliły.
-Ups, to chyba nie łazienka. - usłyszałam znajomy głos, a już po chwili zauważyłam blond czuprynę Luke'a. Stanął zdziwiony w drzwiach, wpatrując się w mnie. - Czy ty możesz przestać mnie dzisiaj zadziwiać? Widzę cię pierwszy raz po roku, a ciągle wchodzisz mi w drogę. - zaśmiał się.
-Ej, po pierwsze to ty podszedłeś do mnie w kawiarni i po drugie to ty przyszedłeś do mojego mieszkania, więc odczep się ode mnie, - odpowiedziałam.
-Czekaj, ty tu mieszkasz? - zapytał.
-Nie, wiesz tak naprawdę lubię przesiadywać u facetów w mieszkaniu w samej piżamie, gdy oni oglądają mecz. To taka moja pasja, ale cii... Nie mów nikomu. - odpowiedziałam i mrugnęłam do niego. Wpatrywał się we mnie chwilę, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Po chwili w drzwiach pojawił się Niall.
-Wszystko w porządku? Mówiłem ci, pierwsze drzwi po prawej. No ale widzę, że nie trafiłeś. Więc może was poznam, to moja współlokatorka...
-Nie musisz nas przedstawiać, znamy się. - Luke mu przerwał. Horan spojrzał na nas zdezorientowany.
-Jak to? Skąd?
-Poznaliśmy się kiedyś na wakacjach. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się na wspomnienie o tym.
-Ej, chłopaki, zaczyna się druga połowa! - krzyknął Louis. Niall wyszedł zostawiając mnie samą z Hemmingsem.
-Więc co do jutra... - zaczął chłopak.
-Widzimy się wieczorem na koncercie? - spytałam.
-Ok, zaczyna się o 20. Jeśli chcesz możesz przyjść wcześniej. - powiedział.
-Dobra, wpadnę cię zmotywować. - zaśmiałam się.
-Coś czuje, że to będzie mój najlepszy koncert. - odparł. Mrugnął do mnie i wyszedł zamykając za drzwi. I w ten sposób moja nauka poszła w las, bo nie mogłam się skupić, wiedząc, że za ścianą siedzi Luke... i Niall...

Następny dzień zaczął się trochę gorzej niż zawsze, bo niestety chłopcy nie pozwolili mi spać. Pocieszał mnie jedynie fakt, że mój współlokator czuł się jeszcze gorzej. Weszłam do kuchni, gdzie Horan siedział przy stole z głową położoną na jego blacie.
-Kac morderca? - zapytałam roześmiana.
-Nawet nie wspominaj. - odparł zrezygnowany. Zrobiłam mi i blondynowi kawę z mlekiem. Podałam mu ją, a ten uśmiechnął się lekko.
-Co ja bym bez ciebie zrobił?
-Zginąłbyś marnie z głodu i kaca. - zaśmiałam się.
-Więc jak się poznałaś z Lukiem? - zapytał zaciekawiony.
-Rok temu byłam z rodzicami na wakacjach w Kalifornii i poznaliśmy się na plaży. Zrobiłam mu zdjęcie i podszedł do mnie. Spędziliśmy razem kilka fajnych dni. - powiedziałam w skrócie. Chłopak przytaknął tylko i patrzył jak zahipnotyzowany w kubek z napojem. To musiała być naprawdę ciężka noc. - A ty skąd go znasz?
-Znałem Ashtona, jego kolegę z zespołu. Poznaliśmy się przez wspólną znajomą.
-To zabawne, że mamy wspólnych znajomych. - powiedziałam. Wzięłam ze sobą torbę i żegnając się z chłopakiem poszłam na zajęcia.
Po 5 godzinach wyszłam z uczelni. Podczas wykładów dogadałam się z dziewczynami i chłopakami na temat dzisiejszego wieczoru. Ja miałam być wcześniej, więc obiecałam, że zajmę nam stolik. Była już 18, więc postanowiłam się szykować. Założyłam czarne rurki, biały T-shirt z nadrukiem i czerwoną skórę. Nałożyłam trochę mocniejszy makijaż, niż do szkoły. Byłam w trakcie zakładania butów, gdy dostałam sms-a.

Luke: Hej, piękna x o której będziesz?
Ja: Właśnie wychodzę z domu. Będę za jakieś 10 minut ;)
Luke: Ok, czekam :)

Powiedziałam Niall'owi, że już wychodzę. Trochę się zdziwił, że tak wcześnie, ale to moja sprawa o której wychodzę, tak? Krótki spacer dobrze mi zrobił. Pomógł mi opanować emocje. Nie wiem, czemu tak reaguję na towarzystwo Luke'a. Widocznie jeszcze coś we mnie zostało z poprzednich wakacji. Doszłam do miejsca występu chłopaków w 15 minut. Weszłam do środka i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu blondyna. Usiadłam przy stoliku i napisałam mu wiadomość, że już jestem. Po chwili wyszedł z jakiegoś pomieszczenia.
-Jenny, jak dobrze, że już jesteś. - podszedł do mnie i mnie przytulił. - Zaczynamy za 20 minut, musimy podłączyć sprzęt. Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
-Zobaczymy, czy potrafisz śpiewać. - zaśmiałam się.
-Co do mojej motywacji... - zaczął i pochylając się ku mnie postukał palcem w swój policzek. Przewróciłam oczami i dałam mu całusa. I w tym samym momencie poczułam to przyjemne uczucie w brzuchu, które towarzyszy mi przy nim i przy Niall'u. Mimo że Horan ciągle był w moich myślach i w moim sercu, to Luke też zaczął zaprzątać mi głowę. I to naprawdę jest dla mnie ciężkie. Przyznaję się bez bicia, że Niall nie jest mi obojętny, ale teraz jesteśmy przyjaciółmi i nie chciałabym psuć naszej relacji, bo tak jest nam obydwojgu po prostu wygodnie. A Luke... Mnie i jego łączy całkiem inna historia. Gdybyśmy poznali się w innych warunkach na pewno bylibyśmy dla siebie kimś więcej, niż tylko wspomnieniem z wakacji. Ale niestety tak potoczyły się nasze losy. Przysięgam, jestem przeogromnie szczęśliwa, że akurat teraz spotkaliśmy się ponownie. Może teraz nam się uda...
Po kilkunastu minutach przyszli moi przyjaciele. Obok mnie siedział Niall i Meg. Dalej była Katy z resztą zespołu Horana. Po chwili zaczął się występ chłopaków. Byli świetni! Nie słuchałam tego typu muzyki, ale podobało mi się to, co grali. I nie, wcale nie chodzi tutaj o ten wspaniały głos Luke'a, skądże. Widzieć go zatracającego się w muzyce było czymś niesamowitym. Jeszcze go takiego nie widziałam. Muzyka była dla nim... wszystkim. Prawie coś takiego jak dla mnie siatkówka. Po kilku zagranych coverach poprosili na scenę Niall'a. Nie spodziewałam się tego i to było dość dziwne widzieć razem na scenie dwóch blondynów, którzy byli dla mnie naprawdę ważni. Po kolejnych piosenkach skończyli koncert i podeszli do nas.
-Więc moi drodzy, trzeba uczcić nasz pierwszy koncert! - powiedział perkusista. Nie wiem, jak on się nazywał. Nie miałam okazji poznać całego zespołu. Wszyscy ucieszyli się na ten pomysł, tylko nie ja. Byłam zmęczona po wczorajszym treningu, a jutro mamy ważny mecz z Megan.
-To wy idźcie świętować, a ja wracam do mieszkania. - powiedziałam i zaczęłam się zbierać. Anderson mi przytaknęła, wiedziałyśmy, że musimy być w formie na jutrzejszych rozgrywkach. 
-No to cię odprowadzę i nie przyjmuję odmowy. - powiedział zadowolony Luke. Uśmiechnęłam się do niego. Reszta była trochę zdziwiona tym, że mamy taki dobry kontakt, ale nie wiedzieli o nas kompletnie nic. 
-Ok, w takim razie chodźmy. - powiedziałam i ruszyliśmy. Nasi przyjaciele postanowili iść do klubu na drugim końcu Manchesteru, więc zamówili taksówki. My mieliśmy zamiar się przejść. Nie mieliśmy daleko do mojego mieszkania, więc nie było z tym żadnego problemu.
-Czemu nie chciałaś iść na imprezę? - spytał.
-Jest środek tygodnia, więc nie widzi mi się kac na następny dzień. Z resztą jutro mam mecz i muszę dać z siebie wszystko.
-Masz jutro mecz? Gdzie? - zaciekawił się.
-Na szkolnej hali, o 12. Jeśli masz czas to wpadnij. - zaproponowałam i w głębi serca liczyłam na to, że się zgodzi. Proszę, Luke, przyjdź...
-No jasne, że będę. Nie mogę przegapić okazji, żeby zobaczyć jak grasz. - zaśmiał się. Reszta drogi minęła nam na śmiechach, jak zawsze. Po 20 minutach wolnego spaceru byliśmy pod moim blokiem.
-To w takim razie ja już będę leciał. - powiedział uśmiechnięty.
-Czekaj, nie chcesz wejść na herbatę? - zapytałam. Czy ja przypadkiem mu się nie narzucam? Ups... Muszę przestać.
-Nie, miałaś się wyspać. Pojadę do klubu do chłopaków. Odpoczywaj na mecz. - podszedł do mnie i złożył buziaka na moim czole. Serce waliło mi jak oszalałe, bo słodki Boże, to było takie urocze. - Do jutra, piękna. - mrugnął do mnie i odszedł. Stałam tam jeszcze chwilę, oglądając jego plecy, które z każdym krokiem stawały się coraz bardziej niewyraźne. Weszłam do środka. Zamknęłam drzwi na klucz, bo nie wiedziałam, czy Niall ma zamiar wrócić dzisiaj na noc, czy pojedzie do chłopaków. Zaparzyłam sobie malinową herbatę i poszłam do salonu. Włączyłam na chwilę telewizję. Oglądałam Supernatural, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a.

Luke: Następnym razem skorzystam z zaproszenia i z chęcią napiję się z Tobą herbaty :P słodkich snów xx

Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Szczerzyłam się jak głupia do telefonu. Wyłączyłam telewizor i poszłam do sypialni. Przebrałam się w piżamę, skorzystałam z łazienki i położyłam się na łóżku. Po raz ostatni przed snem wzięłam do ręki telefon.

Ja: Cieszę się, że przyjechałeś do Manchesteru :) Dobranoc Hemmo xx

***
Pod ostatnim rozdziałem był 1 komentarz. Najmniejsza liczba do tej pory. Jest mi naprawdę przykro... Ciężko jest się zmotywować po czymś takim. Mimo wszystko dziękuję bardzo Pannie Domce :*

poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 8.

Minęły dwa tygodnie od przeprowadzki Niall'a. Mieszkaliśmy razem i wszystko było między nami w porządku. Byliśmy dla siebie dobrymi przyjaciółmi, on pomagał mi, a ja pomagałam jemu. Wszyscy nasi znajomi byli w szoku, że tak po prostu po dwóch latach zachowujemy się jakby nic się nie stało, jakby nic nas nigdy nie łączyło. Cóż... zachowywaliśmy się tak, ale oboje wiedzieliśmy, że tak naprawdę ciągle gdzieś na dnie naszych serc mamy te uczucia. Ale żadne z nas nie miało zamiaru ich od nowa zaczynać. Bo zadajmy sobie to pytanie: po co? Jest dobrze i nie ma sensu tego psuć. Taka relacja nam całkowicie odpowiadała. Ja byłam blisko niego, on był blisko mnie, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Miał we mnie oparcie, ja mogłam na nim polegać więc zostawiamy wszytko tak jak jest.

Skończyłam właśnie zajęcia. Miałam do treningu jakieś dwie godziny, więc postanowiłam iść do kawiarni i pouczyć się tam do egzaminów, które niedługo mam. Stałam w kolejce i zamawiałam swoją ulubioną kawę i ciastko. Dostałam to, co chciałam i usiadłam przy wolnym stoliku obok okna. Pogoda była dzisiaj świetna. Słońce świeciło, a na niebie było tylko kilka chmur. Wyciągnęłam zeszyty i popijając kawę przeglądałam ostatnie notatki.
-Jenny? - spytał ktoś stojący obok mnie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na człowieka zakłócającego mój spokój.
-Luke? - zapytałam zszokowana. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, a z  rąk wypadł mi zeszyt, który trzymałam. - Co Ty tu robisz?
-Więc to tak się ze mną witasz po takim czasie? - zaśmiał się.
-Przepraszam, jestem w szoku. Boże, w życiu się tu ciebie nie spodziewałam. - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Jejku, jak dobrze było znowu być w jego ramionach. Po chwili się od siebie odsunęliśmy i usiedliśmy przy stoliku.
-Opowiadaj skąd się tu wziąłeś. - uśmiechnęłam się szeroko. Sprzątnęłam swoje książki i zaczęłam słuchać historii chłopaka.
-No więc jestem tu całkiem przypadkiem. Może nie pamiętasz, ale mieliśmy z chłopakami zespół. Szukaliśmy jakiejś okazji, żeby się jakoś wybić. Byliśmy u znajomych w Londynie i znaleźliśmy ogłoszenie, że w Manchesterze szukają kapeli do gry w knajpie. Postanowiliśmy spróbować. Nie jest to popularne miejsce ale zawsze coś. Zarobimy trochę pieniędzy i wtedy pomyślimy o czymś konkretnym. Może jakaś płyta... - powiedział z lekkim uśmiechem.
-Luke, to świetne! Muszę Was posłuchać któregoś dnia.
-Jutro mamy nasz pierwszy występ w tej knajpie za rogiem. Wpadnij jeśli chcesz.
-Oczywiście, że będę. Wezmę ze sobą kilku znajomych, ok?
-Tak, super! Im więcej ludzi nas usłyszy tym lepiej dla nas. - powiedział podekscytowany. Zapadła chwila ciszy, w trakcie której wpatrywaliśmy się w siebie. - Zmieniłaś się od tamtej pory.
-Jak to?
-Nie wiem jak to wytłumaczyć. Jesteś jakaś inna, bardziej pewna siebie czy coś.
-Za to ty jesteś tym samym Lukiem, którego poznałam wtedy na plaży. - uśmiechnęłam się.

~*~
Siedziałam właśnie na plaży. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na ten wyjazd z rodzicami. Ok, rozumiem, przepiękne miejsce, ale co poza tym? Santa Cruz nie miało mi nic innego do zaoferowania. Byłam sama z rodzicami, więc co miałam robić poza samotnymi spacerami i przesiadywaniem na plaży. Jestem świadoma tego, że to ostatni moment na to, żebym spędziła z nimi czas, ale mogli pozwolić mi wziąć ze sobą Katy. Ja miałabym towarzystwo, a oni nie musieliby się użerać z moim marudnym humorem. Bo bądźmy ze sobą szczerzy, nie miałam najlepszego nastroju na takie wakacje. Minęły dopiero dwa dni, a ja już miałam ochotę stąd wracać. Gdybym tylko miała tu jakiś znajomych...

Spacerowałam właśnie po plaży. Był wtorek, a w niedziele wieczorem stąd wylatujemy. Każdy dzień tutaj wyglądał tak samo. Od soboty codziennie rano zwiedzamy jakieś znane miejsce, potem idziemy na obiad, mamy chwilę odpoczynku, po czym ja idę na basen lub na plażę. Wracam na kolację i ok. 20 wracam nad morze i spaceruje po niej przez następne dwie godziny. I tą ostatnią część lubię najbardziej. Mam czas na chwilę dla siebie, mogę po prostu patrzeć na zachodzące słońce i pomyśleć sobie o wszystkim i o niczym. Wieczory są tutaj piękne. Widzę tych wszystkich ludzi i mogę zobaczyć jacy są szczęśliwi. Ja niestety taka nie byłam. Ciągle w głowie miałam Niall'a. Wytrzymałam z nim ostatnią klasę i teraz na szczęście mogę się od niego uwolnić. Nie będzie mi już więcej wchodził w drogę. Przyjechałam tu, żeby raz na zawsze o nim zapomnieć i zamknąć w swoim życiu rozdział pod tytułem "Liceum". To okropne uczucie, kiedy uświadamiasz sobie, że już nie jesteś małym dzieckiem i sama musisz podejmować za siebie decyzję. Wiem, że rodzice zawsze będą mi pomagać, ale to już nie jest to samo. Jestem za siebie odpowiedzialna i to ja decyduje o swojej przyszłości. Na dodatek, żeby stać się bardziej samodzielna postanowiłam wyjechać z Londynu i zacząć studia w Manchesterze na kierunku "Turystyka i rekreacja". Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale po prostu tego chciałam. Na szczęście Katy będzie na tym samym uniwersytecie, więc będzie mi łatwiej wyjechać z mojego rodzinnego miasta. I może dlatego rodzice wzięli mnie na te wakacje. Może nie chcą się pogodzić z tym, że jestem już dorosłą kobietą, która nie potrzebuje już opieki rodziców. To naprawdę ciężki okres, kiedy stajesz się niezależna, ale każdy to musi kiedyś przeżyć i to jest właśnie mój czas. 
Usiadłam na piasku i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Miałam przy sobie aparat. Zaczęłam robić zdjęcia, gdy nagle zobaczyłam stojącego nieopodal chłopaka. Był wysoki i umięśniony. Miał na sobie krótkie spodenki i dużą bluzkę na ramiączka. Było w nim coś, co mnie zaintrygowało. Zrobiłam mu zdjęcie, gdy nagle się obrócił w moją stronę i uśmiechnął szeroko. Odpowiedziałam mu tym samym i zrobiłam mu kolejne zdjęcie. Miał niesamowity uśmiech. Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam przeglądać zdjęcia, gdy nagle poczułam, jak ktoś obok mnie siada. 
-Robisz zdjęcia nieznajomym? - uśmiechnął się.
-Tylko takim, którzy mnie zainteresują. - odpowiedziałam. Spojrzałam mu w oczy i dopiero spostrzegłam jakie są niebieskie. Prawie takie same jak... Niall'a...
-Luke. - przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Jenny...

Kolejne dni minęły mi dość szybko. Tamten wtorkowy wieczór spędziłam z Lukiem. Okazał się świetnym facetem. Wymieniliśmy się numerami i od tamtej pory mój humor zmienił się diametralnie. Nawet rodzice to zauważyli. Już nie narzekałam, tylko cały czas chodziła uśmiechnięta. Widywałam się z blondynem praktycznie cały czas. Uwielbiałam jego towarzystwo. Wymykaliśmy się razem o północy, żeby przesiadywać na plaży i patrzeć na morze i gwiazdy. Rozmawialiśmy ciągle i śmialiśmy się z wszystkiego. Jak się okazało, Santa Cruz nie jest takim złym miejscem...
Przez te kilka dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Niestety, nic więcej z tego by nie wyszło. On mieszkał w Australii, a ja w Londynie. Nie mieliśmy żadnej przyszłości...
Siedzieliśmy sobotniego wieczoru na plaży. Wzięliśmy koce, gdyż zamierzaliśmy spędzić tu całą noc. Nawet moi rodzice nie mieli nic przeciwko. W końcu byłam dorosła. Usiedliśmy obok siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on położył rękę na moim biodrze.
-Co z nami będzie? - spytał po chwili ciszy.
-Nie wiem, Luke... To nie ma przyszłości. Ty jesteś w Sydney, a ja w Londynie. Znajomości na odległość nie są dobrą opcją.
-Więc, co? Zapominamy o tym wszystkim?
-Nie, na pewno nie zapomnę tych wakacji i na pewno nie zapomnę o tobie. Po prostu... Żyjmy dalej swoim życiem i wszystko będzie w porządku.
-Nigdy nie będzie w porządku. Ale mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
-Ja też mam taką nadzieję. - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Złapał dłonią mój podbródek i podniósł moją twarz tak, by mógł złożyć na moich ustach pocałunek. I to zrobił. I muszę powiedzieć, że nie czułam czegoś takiego od czasów pocałunków Horana. Wiem, że Luke sprawił, że po części o nim zapomniałam, bo przy nim czułam się tak samo niesamowicie. 
-Mam dla ciebie propozycję.
-Słucham?
-Udajmy w tę jedną noc, że jesteśmy parą, że jesteś tylko moja, a ja jestem twój. Przez tę jedną noc. - powiedział.
-Jestem twoja... przez tą jedną noc. - powiedziałam i pocałowałam go po raz kolejny. Oderwaliśmy się od siebie i resztę wieczoru spędziliśmy na czerpaniu przyjemności z wzajemnego towarzystwa i składaniu sobie krótkich pocałunków.
Gdy niebo zaczęło się przejaśniać postanowiliśmy wrócić do sowich hoteli. Luke odprowadził mnie pod mój. Po raz ostatni mogłam wtulić się w jego ciało, poczuć zapach jego perfum, spojrzeć mu w oczy. 
-Nie wiem, jak się pożegnać. - powiedział ściskając mnie mocniej w swoich ramionach.
-Więc się nie żegnaj. Nie musimy się żegnać. - powiedziałam i złożyłam ostatni pocałunek na jego ustach. Wyswobodziłam się z jego uścisku i powoli zaczęłam kierować się w stronę drzwi hotelowych. W moich oczach zgromadziły się łzy, ale nie chciałam ich powstrzymywać. Luke był dla mnie kimś ważnym. I zapamiętam go na zawsze takim, jakim go poznałam na plaży w Santa Cruz...

~*~

Po wypiciu kawy postanowiliśmy przejść się po parku. Opowiedziałam Lukowi co zmieniło się u mnie podczas tego roku. Nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu od ostatniego spotkania w Ameryce. Żadne z nas nie chciało napisać, czy zadzwonić. On miał swoje życie, a ja swoje. Musiałam wracać na trening, a Hemmings zaoferował mi, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się od razu. Przez ten cały czas nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi jego towarzystwa. Nie mogłam uwierzyć, że spędzenie kilku dni z tym człowiekiem zeszłego lata tak bardzo mnie od niego uzależni.
-Więc... - zaczął niewinnie Luke.
-Więc, co? - spytałam pospieszając go trochę.
-Masz kogoś? - spytał niepewnie blondyn.
-Miałam niedawno chłopaka, ale rozstaliśmy się przez jedną głupotę i nie sądzę, żebyśmy do siebie wrócili. To po prostu nie było to... - powiedziałam i nastała chwila ciszy. - A ty z kimś jesteś?
-Nie, od ostatnich wakacji nie mogłem znaleźć nikogo odpowiedniego. Więc... może dasz się namówić na jakąś kawę? - spytał, a ja zaczęłam w środku piszczeć z radości, bo to jest to, o czym marzyłam przez ostatnią godzinę.
-Jasne. Spiszemy się jeszcze, nie zmieniłam numeru, jeśli go ciągle masz.
-Tak, spokojnie. Mam go zapisanego w telefonie. - uśmiechnął się. Dotarliśmy właśnie pod salę gimnastyczną, gdzie miałam mieć trening. 
-Więc do zobaczenia. - powiedziałam i przytuliłam go na pożegnanie. Weszłam do szatni z wielkim uśmiechem na ustach. W końcu jestem naprawdę szczęśliwa...

***
Okej, więc... Jestem zadowolona, bo jest to jeden z dłuższych rozdziałów na tym blogu. W końcu naszła mnie wena na kontynuację tej historii, bo ostatnio było z nią cienko. Miałam zamiar założyć nowego bloga z Lukiem w roli głównej, ale potem naszła mnie myśl: czemu mam go nie wkręcić tutaj? Tak więc o to mamy nowego bohatera. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Od razu informuję, że mam zamiar prowadzić tego bloga bardziej regularnie, bo ostatnio go zaniedbałam (shame on me...). Także mam nadzieję, ze do zobaczenia za tydzień. ;) Komentujcie, proszę, :*