wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 10.

Obudziłam się  o 7.30. Z tego co usłyszałam w nocy Niall wrócił około 3. Nie budziłam go. Niech odeśpi tą imprezę. Napisałam karteczkę, którą przyczepiłam do lodówki, że mecz jest o 12 i jak chce to może przyjść. Zjadłam śniadanie, wzięłam sportową torbę i ubrana w dres naszej drużyny ruszyłam na uczelnię. Postanowiłam iść na pierwsze wykłady, bo są ważne dla naszych egzaminów. Po 2 godzinach nauki poszłam na halę, gdzie czekały już wszystkie dziewczyny i cheerleaderki. Poszłyśmy do szatni i przebrałyśmy się w nasze stroje. Po kilku minutach wszedł do nas trener. Wytłumaczył nam, jak ważny jest ten mecz i jak bardzo mamy się skupić, żeby go wygrać. Po tej motywacyjnej rozmowie, zakończonej naszym okrzykiem, wyszliśmy na halę. Na trybunach powoli zbierali się kibice. Nie mieliśmy ich za dużo, ale to i tak pomagało nam w wygranej, bo wiedziałyśmy, że ktoś docenia nasze starania i wylewane na boisku poty. Standardowo na rozgrzewce odbijałam z Megan. Potem przyszedł czas na atak i zagrywkę. Zmotywowane i gotowe do walki, zaczęłyśmy mecz. Rozejrzałam się po trybunach w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Zobaczyłam siedzącego niedaleko blondyna i od razu uśmiechnęłam się na jego widok. Luke pomachał mi i pokazał, że trzyma kciuki. To wystarczyło mi, żeby być pewną dzisiejszej wygranej. Po rozegraniu pierwszego seta wiedziałyśmy z dziewczynami, że to nie będzie łatwy mecz. Jednak starałyśmy się grać jak najlepiej. W połowie drugiego seta wyskoczyłam do bloku i niestety wylądowałam na stopie rywalki, wykręcając tym samym kostkę. Przewróciłam się i złapałam się za nogę. Ból był nie do zniesienia, w oczach zebrały mi się łzy, które już po chwili płynęły po moich policzkach. Pobiegły do mnie dziewczyny z trenerem. Zdjęli mi buta. Kostka była sina i spuchnięta. Zabrali mnie na ławkę, a za mnie weszła Sophia. Nie mogłam powstrzymać płaczu. Mimo tego, że trener zamroził mi kostkę, bolała okropnie. Schowałam twarz w dłonie nie wierząc, że akurat w tym momencie doznałam kontuzji. Jaka ze mnie pokraka... Przed samymi finałami, przed egzaminami... Miałam tyle okazji, żeby spełnić marzenia. A wszystkie plany legły w gruzach przez mojego głupiego pecha. Po chwili podbiegł do mnie Luke.
-Mój Boże, Jenny co się stało? - zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę zmartwienia i przerażenia zarazem. Kucnął przede mną i złapał moją twarz w swoje dłonie. Otarł moje łzy. Motyle w moim brzuchu nagle sobie o mnie przypomniały. To takie miłe uczucie, kiedy ktoś się o ciebie martwi i troszczy.
-Nie wiem... coś zrobiłam w kostkę... tak cholernie boli... - powiedziałam między szlochami.
-Chodź zabiorę Cię do szpitala. - powiedział i podszedł do mojego trenera. Rozmawiał z nim o czymś i po chwili wziął mnie na ręce. Wtuliłam się w niego najmocniej jak mogłam, mając nadzieję, że dzięki temu ból minie. Posadził mnie na ławce przed szatnią. - Wezmę twoje rzeczy. Jaką masz torbę?
-Granatową z białym logiem Nike z przodu. - powiedziałam a chłopak znikł za drzwiami. Wrócił po chwili z moją torbą, którą przewiesił przez ramię, a ja z powrotem byłam w jego ramionach. Biło od niego takie ciepło. Jedyny plus tej mojej kontuzji był taki, że mogłam zbliżyć się do blondyna. Doszliśmy do samochodu. Posadził mnie z przodu i sam zajął miejsce kierowcy. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy do szpitala. Tam od razu dostałam wózek, więc Hemmings nie musiał męczyć się z noszeniem mnie. Pojechaliśmy ma ostry dyżur. Przyjął mnie miły lekarz, który zlecił mi badanie RTG i USG stawu skokowego. W szpitalu zeszło się około dwóch godzin. Przez ten cały czas był przy mnie Luke. Nie wiem, jak mu się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie zrobił. Siedzieliśmy w poczekalni czekając aż wezwie nas lekarz.
-Nie martw się tak. Nie będzie tak źle. - powiedział blondyn i złapał mnie za rękę. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Och, Hemmings, co Ty ze mną robisz...
-Jenny Stinson. - powiedziała pielęgniarka. Była dość niską blondynką. Sprawiała wrażenie miłej dziewczyny. Luke popchnął mój wózek do gabinetu. - Przepraszam, jest pan z rodziny Pani Stinson? - zapytała.
-Nie. - powiedział zdezorientowany Luke.
-Więc nie może Pan uczestniczyć...
-Proszę, niech wejdzie. Nie chcę być tam sama. - przerwałam jej. Kiwnęła głową i wpuściła nas do gabinetu.
-Więc, pani Stinson. Mam dla pani dwie wiadomosci: dobrą i złą. Zła jest taka, że zerwała pani więzadła. Dobra natomiast to to, że nie są zerwane całkowicie, więc nie musimy leczyć tego operacyjnie. Założymy pani gips na około 3 tygodnie i potem zobaczymy co dalej. - powiedział. Zerwane więzadła... Więc możemy uznać, że to koniec mojej siatkarskiej kariery. W oczach zebrały mi się łzy. Moje życie jest do kitu...
Lekarz założył mi gips. Dostałam od szpitala kule i po uzupełnieniu wszystkich formalności wróciłam do domu w towarzystwie Luke'a. Dobrze, że moje mieszkanie było na pierwszym piętrze, przynajmniej nie musiałam tak bardzo męczyć się w wejściu do środka. Hemmings otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą. Poszłam od razu do salonu i położyłam się na kanapie. Zakryłam twarz poduszką czując, jak łzy ponownie zbierają mi się w oczach.
-Hej, nie załamuj się. Wytrzymasz te trzy tygodnie. - powiedział i zdjął ze mnie poduszkę. Kucał przy kanapie.
-Dziękuję Ci tak bardzo. Cały dzień musiałeś użerać się ze mną w szpitalu. - powiedziałam patrząc w jego błękitne oczy. Jezu, są takie piękne...
-Ej po pierwsze, nie użerałem się z Tobą, tylko naprawdę się martwiłem i chciałem być z Tobą. A po drugie, to bardzo mi przykro, ale będziesz musiała wytrzymać moje towarzystwo przez najbliższe trzy tygodnie, bo mam zamiar być twoją osobistą pielęgniarką. - zaśmiał się. Moja twarz od razu się rozweseliła.
-Błagam, tylko nie zakładaj białego fartucha. - powiedziałam, a chłopak roześmiał się jeszcze bardziej. - Luke, ale poważnie. Dziękuję Ci bardzo, nie wiem, jak Ci się odwdzięczę.
-Pogadamy o tym, jak już zdejmiesz gips i będziesz mogła chodzić bez kul. - uśmiechnął się. Spojrzał na zegarek i jego mina od razu się zmieniła. - Cholera, Jenny, muszę iść. Zapomniałem o dzisiejszym koncercie.
-Dobra, leć. Tu mi się raczej nic nie stanie.
-Szkoda, że nie możesz tam być.
-Jak tylko zdejmą mi gips obiecuję, że będę siedzieć w pierwszym rzędzie.
-Ok, trzymam Cię za słowo. To do zobaczenia jutro. Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. - powiedział i składając całusa na moim czole wyszedł. Włączyłam telewizor. Nie było nic ciekawego, więc po prostu zmieniałam kanały. Po chwili ktoś szybko otworzył drzwi i wpadł do mieszkania.
-Kurwa, Jenny. Czemu nie odbierasz telefonu?! - spytał zdenerwowany Niall. Coś mu się stało czy co?
-Mam wyłączone dźwięki i zostawiłam go w torbie. Co Ci jest?
-Co mi jest? Wchodzę na salę na mecz. Ciebie nigdzie nie było. Pytam się dziewczyn, czemu nie grasz, a one mi mówią, że jesteś w szpitalu. Pobiegłem na dwór, złapałem taksówkę i pojechałem do szpitala. Nie mogłem nigdzie Cię znaleźć, aż w końcu pielęgniarka powiedziała mi, że już wyszłaś. I jestem zdenerwowany, bo nie odbierasz telefonu, kiedy ja się tu o Ciebie martwię.
-Ok, Niall, przepraszam, ale naprawdę ostatnia rzeczą, o której bym myślała to mój telefon.
-Dobrze rozumiem. Tylko następnym razem proszę, wyślij mi chociaż jednego sms-a. - powiedział już spokojniejszym tonem. Wow, na serio przejął się moją kontuzją. - Tak w ogóle, to co ci się stało?
-Zerwałam więzadła. Skakałam do siatki i źle wylądowałam. Gips na 3 tygodnie, a potem się zobaczy.
-Janie, tak mi przykro. Coś Ci pomóc, przynieść Ci coś?
-Na razie nie. Ale jakbyś mi jutro rozłożył kanapę to byłoby świetnie. - uśmiechnęłam się.
-Ok nie ma problemu. - odpowiedział. Nie mieliśmy co robić, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Jako że oboje jesteśmy fanami Marvela włączyliśmy Kapitana Amerykę. Horan zrobił popcorn i przyniósł koce. W sumie mało pamiętamy z tego filmu, bo przez większą część czasu rozmawialiśmy. No ale w sumie to każde oglądanie filmu się tak kończy.
-A jak na wczorajszej imprezie? - zapytałam w końcu. Chłopak momentalnie się uśmiechnął.
-Jak zawsze. Trochę wypiliśmy, potańczyliśmy... - odparł, ale głupi  uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy. To musiało oznaczać jedno...
-Ok, widzę jak się szczerzysz. Wydaje mi się, czy...
-Tak. - przerwał mi. - Ma na imię Lydia i jest świetną dziewczyną. - ałć, coś zakuło mnie w moim sercu... Nie mogę w to uwierzyć. Nie, nie, nie, nie!
-Och... - to jedyne co mogłam powiedzieć, bo wielka kula stanęła mi w gardle. Nie wierzę, że jestem zazdrosna...
-Jutro mamy się zobaczyć. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Tak, wyobraź sobie, że jestem cholernie zazdrosna i nie wiem, czemu mi o tym mówisz, Horan!
-Nie no, coś Ty. Cieszę się twoim szczęściem. - skłamałam. Dorwę tą dziewczynę, nawet z nogą w gipsie.
-Może przyszlibyśmy tutaj? Nie chcę, żebyś siedziała tu sama.
-Spokojnie, Luke ma u mnie być. - uśmiechnęłam się. Tak, Hemmo na pewno poprawi mi humor.
-OK. - powiedział i skończyliśmy naszą rozmowę. Byłam zmęczona i postanowiłam iść spać. Powiedziałam Niall'owi "dobranoc" i o kulach doszłam do swojego pokoju. Wyjęłam telefon z torby, którą przyniósł tu Luke i przeraziłam się. Tyle nieodebranych połączeń nie miałam nigdy. Wzięłam telefon i przebrana w piżamę położyłam się do łóżka. Odpisałam wszystkim i już miałam odłożyć komórkę, kiedy na ekranie pojawiła mi się jeszcze jedna wiadomość.

Luke: Jak się czujesz, piękna?  xx
Ja: Nie jest najgorzej, jakoś żyje. ;)
Luke: Uff, myślałem, że umarłaś :P
Ja: Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo Hemmo :P
Luke: Nawet bym nie chciał :) widzimy się jutro?
Ja: Tak, siedzę sama w domu a przydałoby mi się jakieś towarzystwo.
Luke: Ok, wpadnę z samego rana.
Ja: Ok, to do jutra xx
Luke: Słodkich snów xx

I już teraz byłam pewna, że to będzie ciekawy dzień...

***
Taki rozdział z samego rana z okazji dnia dziecka i na poprawę humoru, bo w końcu mamy poniedziałek. ;) Powinnam się uczyć na kartkówkę z hiszpańskiego, ale olać to xd I wracamy do najważniejszego tematu: komentarze. Jak chcecie, to możecie :D naprawdę o wiele lepiej się czuję, gdy mam dla kogo pisać i znam Wasze opinie. Więc postarajcie się, żeby było ich coraz więcej.
Jak widzicie staram się bloga prowadzić bardziej systematycznie, mniej więcej co tydzień jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że to docenicie. :)
Mam jeszcze do Was parę pytań, ale to pod następnym postem. Albo zrobię ankietę :)
Do następnego Kochani ♥
PS. Możecie się dowiedzieć z tego rozdziału, dlaczego mniej więcej od lutego było mało postów. Tak, taka historia z zerwanymi więzadłami przytrafiła się mi. Nic przyjemnego... xd

2 komentarze:

  1. Witaj!!! Rozdział z samego rana to i komentarz się pojawi o tej porze... Jestem przeziębiona i leżę w łóżku więc może tu zrobię coś pożytecznego :D
    Nie wiem od czego zacząć... Tyle się wydarzyło w tym rozdziale...
    1) Zerwanie więzadeł... Nie wiem na czym to polega, aczkolwiek sama nazwa brzmi strasznie nieprzyjemnie, a towarzyszący temu ból zapewne też jest okropny więc współczuję zarówno Jenny jak i Tobie Słoneczko! Mam ogromną nadzieję, że ani jednej z Was nie przeszkodzi to w dalszej karierze siatkarek ;)
    2) LUUUUKEEE!!! <3 Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego, że to właśnie on był na tej sali i to właśnie on zachował się jak prawdziwy bohater! A jeszcze świadomość, że w kolejnym rozdziale znów się pojawi powoduje ogromny zaciesz na mej twarzyczce <3
    3) Jednak fakt, że Niall się z kimś umówił zabolał mnie tak samo jak Jenny... To się nazywa być jak pies ogrodnika nieprawdaż?? Samemu nie mieć, ale drugiemu też nie dać... Jestem rozdarta i sama nie wiem jak zachowałabym się na miejscu Jenny gdybym miała wybierać... W tym przypadku nie pozostaje mi nic innego jak czekać na dalszy ciąg tego przecudownego opowiadania!!! <3 Kocham! Pozdrawiam! Całuję, a to może nie bo się jeszcze zarazisz... To ślę uściski!!! I życzę duuużo weny! Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Co gdzie jak?
    Mecz - ok.
    Kontuzja - ok. Tzn nie ok, ale ok (tak wiem, moja logika xd)
    Pojawił się Hemmings - świetnie.
    A gdzie ten zaspany idiota? Leży w domu i nadrabia zarwaną noc, zamiast tu z nią być! Przecież to jest niedopuszczalne!
    Owszem, Luke jest cudowny i taki opiekuńczy i wgle uwielbiam go tak bardzo, ale to nie zmienia faktu, że tym razem to nie miał być on.. Te blond włosy nie miały należeć do niego no.
    Horan jest idealnym przykładem tego, co się dzieje, kiedy człowiek się spóźni na coś ważnego. Jak już się człowiek wyzbiera i pojawi na miejscu, to się okazuje że jego fucha już zniknęła. I nawet jeśli zacznie za nią iść, to i tak będzie ona krok do przodu.
    I najważniejsze. Jaka Julia, o czym ty dziecko drogie do niej szprechasz? Nie ma żadnej Julii, nie ma żadnej laski z klubu. Słyszysz?
    Ja wiem, że teraz jest idealna sytuacja, bo Horan sobie kogoś znalazł (tfu, wypluć to) i ona mogłaby spokojnie być z Hemmingsem. Ale ja się nie zgadzam!
    Mam nadzieję, że coś zrozumiałaś z tego komentarza, bo jestem dzisiaj strasznie nieogarnięta.
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń