poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 8.

Minęły dwa tygodnie od przeprowadzki Niall'a. Mieszkaliśmy razem i wszystko było między nami w porządku. Byliśmy dla siebie dobrymi przyjaciółmi, on pomagał mi, a ja pomagałam jemu. Wszyscy nasi znajomi byli w szoku, że tak po prostu po dwóch latach zachowujemy się jakby nic się nie stało, jakby nic nas nigdy nie łączyło. Cóż... zachowywaliśmy się tak, ale oboje wiedzieliśmy, że tak naprawdę ciągle gdzieś na dnie naszych serc mamy te uczucia. Ale żadne z nas nie miało zamiaru ich od nowa zaczynać. Bo zadajmy sobie to pytanie: po co? Jest dobrze i nie ma sensu tego psuć. Taka relacja nam całkowicie odpowiadała. Ja byłam blisko niego, on był blisko mnie, więc wszystko było w jak najlepszym porządku. Miał we mnie oparcie, ja mogłam na nim polegać więc zostawiamy wszytko tak jak jest.

Skończyłam właśnie zajęcia. Miałam do treningu jakieś dwie godziny, więc postanowiłam iść do kawiarni i pouczyć się tam do egzaminów, które niedługo mam. Stałam w kolejce i zamawiałam swoją ulubioną kawę i ciastko. Dostałam to, co chciałam i usiadłam przy wolnym stoliku obok okna. Pogoda była dzisiaj świetna. Słońce świeciło, a na niebie było tylko kilka chmur. Wyciągnęłam zeszyty i popijając kawę przeglądałam ostatnie notatki.
-Jenny? - spytał ktoś stojący obok mnie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na człowieka zakłócającego mój spokój.
-Luke? - zapytałam zszokowana. Otworzyłam buzię ze zdziwienia, a z  rąk wypadł mi zeszyt, który trzymałam. - Co Ty tu robisz?
-Więc to tak się ze mną witasz po takim czasie? - zaśmiał się.
-Przepraszam, jestem w szoku. Boże, w życiu się tu ciebie nie spodziewałam. - powiedziałam i przytuliłam się do niego. Jejku, jak dobrze było znowu być w jego ramionach. Po chwili się od siebie odsunęliśmy i usiedliśmy przy stoliku.
-Opowiadaj skąd się tu wziąłeś. - uśmiechnęłam się szeroko. Sprzątnęłam swoje książki i zaczęłam słuchać historii chłopaka.
-No więc jestem tu całkiem przypadkiem. Może nie pamiętasz, ale mieliśmy z chłopakami zespół. Szukaliśmy jakiejś okazji, żeby się jakoś wybić. Byliśmy u znajomych w Londynie i znaleźliśmy ogłoszenie, że w Manchesterze szukają kapeli do gry w knajpie. Postanowiliśmy spróbować. Nie jest to popularne miejsce ale zawsze coś. Zarobimy trochę pieniędzy i wtedy pomyślimy o czymś konkretnym. Może jakaś płyta... - powiedział z lekkim uśmiechem.
-Luke, to świetne! Muszę Was posłuchać któregoś dnia.
-Jutro mamy nasz pierwszy występ w tej knajpie za rogiem. Wpadnij jeśli chcesz.
-Oczywiście, że będę. Wezmę ze sobą kilku znajomych, ok?
-Tak, super! Im więcej ludzi nas usłyszy tym lepiej dla nas. - powiedział podekscytowany. Zapadła chwila ciszy, w trakcie której wpatrywaliśmy się w siebie. - Zmieniłaś się od tamtej pory.
-Jak to?
-Nie wiem jak to wytłumaczyć. Jesteś jakaś inna, bardziej pewna siebie czy coś.
-Za to ty jesteś tym samym Lukiem, którego poznałam wtedy na plaży. - uśmiechnęłam się.

~*~
Siedziałam właśnie na plaży. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na ten wyjazd z rodzicami. Ok, rozumiem, przepiękne miejsce, ale co poza tym? Santa Cruz nie miało mi nic innego do zaoferowania. Byłam sama z rodzicami, więc co miałam robić poza samotnymi spacerami i przesiadywaniem na plaży. Jestem świadoma tego, że to ostatni moment na to, żebym spędziła z nimi czas, ale mogli pozwolić mi wziąć ze sobą Katy. Ja miałabym towarzystwo, a oni nie musieliby się użerać z moim marudnym humorem. Bo bądźmy ze sobą szczerzy, nie miałam najlepszego nastroju na takie wakacje. Minęły dopiero dwa dni, a ja już miałam ochotę stąd wracać. Gdybym tylko miała tu jakiś znajomych...

Spacerowałam właśnie po plaży. Był wtorek, a w niedziele wieczorem stąd wylatujemy. Każdy dzień tutaj wyglądał tak samo. Od soboty codziennie rano zwiedzamy jakieś znane miejsce, potem idziemy na obiad, mamy chwilę odpoczynku, po czym ja idę na basen lub na plażę. Wracam na kolację i ok. 20 wracam nad morze i spaceruje po niej przez następne dwie godziny. I tą ostatnią część lubię najbardziej. Mam czas na chwilę dla siebie, mogę po prostu patrzeć na zachodzące słońce i pomyśleć sobie o wszystkim i o niczym. Wieczory są tutaj piękne. Widzę tych wszystkich ludzi i mogę zobaczyć jacy są szczęśliwi. Ja niestety taka nie byłam. Ciągle w głowie miałam Niall'a. Wytrzymałam z nim ostatnią klasę i teraz na szczęście mogę się od niego uwolnić. Nie będzie mi już więcej wchodził w drogę. Przyjechałam tu, żeby raz na zawsze o nim zapomnieć i zamknąć w swoim życiu rozdział pod tytułem "Liceum". To okropne uczucie, kiedy uświadamiasz sobie, że już nie jesteś małym dzieckiem i sama musisz podejmować za siebie decyzję. Wiem, że rodzice zawsze będą mi pomagać, ale to już nie jest to samo. Jestem za siebie odpowiedzialna i to ja decyduje o swojej przyszłości. Na dodatek, żeby stać się bardziej samodzielna postanowiłam wyjechać z Londynu i zacząć studia w Manchesterze na kierunku "Turystyka i rekreacja". Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, ale po prostu tego chciałam. Na szczęście Katy będzie na tym samym uniwersytecie, więc będzie mi łatwiej wyjechać z mojego rodzinnego miasta. I może dlatego rodzice wzięli mnie na te wakacje. Może nie chcą się pogodzić z tym, że jestem już dorosłą kobietą, która nie potrzebuje już opieki rodziców. To naprawdę ciężki okres, kiedy stajesz się niezależna, ale każdy to musi kiedyś przeżyć i to jest właśnie mój czas. 
Usiadłam na piasku i wpatrywałam się w zachodzące słońce. Miałam przy sobie aparat. Zaczęłam robić zdjęcia, gdy nagle zobaczyłam stojącego nieopodal chłopaka. Był wysoki i umięśniony. Miał na sobie krótkie spodenki i dużą bluzkę na ramiączka. Było w nim coś, co mnie zaintrygowało. Zrobiłam mu zdjęcie, gdy nagle się obrócił w moją stronę i uśmiechnął szeroko. Odpowiedziałam mu tym samym i zrobiłam mu kolejne zdjęcie. Miał niesamowity uśmiech. Odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam przeglądać zdjęcia, gdy nagle poczułam, jak ktoś obok mnie siada. 
-Robisz zdjęcia nieznajomym? - uśmiechnął się.
-Tylko takim, którzy mnie zainteresują. - odpowiedziałam. Spojrzałam mu w oczy i dopiero spostrzegłam jakie są niebieskie. Prawie takie same jak... Niall'a...
-Luke. - przedstawił się i wyciągnął do mnie rękę. Uścisnęłam ją i uśmiechnęłam się do chłopaka.
-Jenny...

Kolejne dni minęły mi dość szybko. Tamten wtorkowy wieczór spędziłam z Lukiem. Okazał się świetnym facetem. Wymieniliśmy się numerami i od tamtej pory mój humor zmienił się diametralnie. Nawet rodzice to zauważyli. Już nie narzekałam, tylko cały czas chodziła uśmiechnięta. Widywałam się z blondynem praktycznie cały czas. Uwielbiałam jego towarzystwo. Wymykaliśmy się razem o północy, żeby przesiadywać na plaży i patrzeć na morze i gwiazdy. Rozmawialiśmy ciągle i śmialiśmy się z wszystkiego. Jak się okazało, Santa Cruz nie jest takim złym miejscem...
Przez te kilka dni bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Niestety, nic więcej z tego by nie wyszło. On mieszkał w Australii, a ja w Londynie. Nie mieliśmy żadnej przyszłości...
Siedzieliśmy sobotniego wieczoru na plaży. Wzięliśmy koce, gdyż zamierzaliśmy spędzić tu całą noc. Nawet moi rodzice nie mieli nic przeciwko. W końcu byłam dorosła. Usiedliśmy obok siebie. Oparłam głowę na jego ramieniu, a on położył rękę na moim biodrze.
-Co z nami będzie? - spytał po chwili ciszy.
-Nie wiem, Luke... To nie ma przyszłości. Ty jesteś w Sydney, a ja w Londynie. Znajomości na odległość nie są dobrą opcją.
-Więc, co? Zapominamy o tym wszystkim?
-Nie, na pewno nie zapomnę tych wakacji i na pewno nie zapomnę o tobie. Po prostu... Żyjmy dalej swoim życiem i wszystko będzie w porządku.
-Nigdy nie będzie w porządku. Ale mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
-Ja też mam taką nadzieję. - powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. Złapał dłonią mój podbródek i podniósł moją twarz tak, by mógł złożyć na moich ustach pocałunek. I to zrobił. I muszę powiedzieć, że nie czułam czegoś takiego od czasów pocałunków Horana. Wiem, że Luke sprawił, że po części o nim zapomniałam, bo przy nim czułam się tak samo niesamowicie. 
-Mam dla ciebie propozycję.
-Słucham?
-Udajmy w tę jedną noc, że jesteśmy parą, że jesteś tylko moja, a ja jestem twój. Przez tę jedną noc. - powiedział.
-Jestem twoja... przez tą jedną noc. - powiedziałam i pocałowałam go po raz kolejny. Oderwaliśmy się od siebie i resztę wieczoru spędziliśmy na czerpaniu przyjemności z wzajemnego towarzystwa i składaniu sobie krótkich pocałunków.
Gdy niebo zaczęło się przejaśniać postanowiliśmy wrócić do sowich hoteli. Luke odprowadził mnie pod mój. Po raz ostatni mogłam wtulić się w jego ciało, poczuć zapach jego perfum, spojrzeć mu w oczy. 
-Nie wiem, jak się pożegnać. - powiedział ściskając mnie mocniej w swoich ramionach.
-Więc się nie żegnaj. Nie musimy się żegnać. - powiedziałam i złożyłam ostatni pocałunek na jego ustach. Wyswobodziłam się z jego uścisku i powoli zaczęłam kierować się w stronę drzwi hotelowych. W moich oczach zgromadziły się łzy, ale nie chciałam ich powstrzymywać. Luke był dla mnie kimś ważnym. I zapamiętam go na zawsze takim, jakim go poznałam na plaży w Santa Cruz...

~*~

Po wypiciu kawy postanowiliśmy przejść się po parku. Opowiedziałam Lukowi co zmieniło się u mnie podczas tego roku. Nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu od ostatniego spotkania w Ameryce. Żadne z nas nie chciało napisać, czy zadzwonić. On miał swoje życie, a ja swoje. Musiałam wracać na trening, a Hemmings zaoferował mi, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się od razu. Przez ten cały czas nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi jego towarzystwa. Nie mogłam uwierzyć, że spędzenie kilku dni z tym człowiekiem zeszłego lata tak bardzo mnie od niego uzależni.
-Więc... - zaczął niewinnie Luke.
-Więc, co? - spytałam pospieszając go trochę.
-Masz kogoś? - spytał niepewnie blondyn.
-Miałam niedawno chłopaka, ale rozstaliśmy się przez jedną głupotę i nie sądzę, żebyśmy do siebie wrócili. To po prostu nie było to... - powiedziałam i nastała chwila ciszy. - A ty z kimś jesteś?
-Nie, od ostatnich wakacji nie mogłem znaleźć nikogo odpowiedniego. Więc... może dasz się namówić na jakąś kawę? - spytał, a ja zaczęłam w środku piszczeć z radości, bo to jest to, o czym marzyłam przez ostatnią godzinę.
-Jasne. Spiszemy się jeszcze, nie zmieniłam numeru, jeśli go ciągle masz.
-Tak, spokojnie. Mam go zapisanego w telefonie. - uśmiechnął się. Dotarliśmy właśnie pod salę gimnastyczną, gdzie miałam mieć trening. 
-Więc do zobaczenia. - powiedziałam i przytuliłam go na pożegnanie. Weszłam do szatni z wielkim uśmiechem na ustach. W końcu jestem naprawdę szczęśliwa...

***
Okej, więc... Jestem zadowolona, bo jest to jeden z dłuższych rozdziałów na tym blogu. W końcu naszła mnie wena na kontynuację tej historii, bo ostatnio było z nią cienko. Miałam zamiar założyć nowego bloga z Lukiem w roli głównej, ale potem naszła mnie myśl: czemu mam go nie wkręcić tutaj? Tak więc o to mamy nowego bohatera. Mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Od razu informuję, że mam zamiar prowadzić tego bloga bardziej regularnie, bo ostatnio go zaniedbałam (shame on me...). Także mam nadzieję, ze do zobaczenia za tydzień. ;) Komentujcie, proszę, :*

1 komentarz: