piątek, 4 września 2015

Rozdział 19.

Następnego dnia obudziłam się w świetnym humorze. Jestem w moim kochanym domu, a za kilka dni dołączy do mnie Luke. Wiem, że nie zostanie ze mną długo, ale dla mnie nawet chwila spędzona z nim jest czymś niesamowitym. Wstałam z łóżka i postanowiłam zjeść coś na śniadanie. Niestety w lodówce nie było nic, co mogłoby mnie zadowolić. Poszłam do rodziców i po krótkiej rozmowie udałam się do sklepu. Założyłam słuchawki i powędrowałam do pobliskiego Tesco. Stałam w dziale nabiałowym, gdy nagle wpadł na mnie jakiś chłopak. Upuściłam mój koszyk, a zakupy wysypały się z niego.
-Mój Boże, tak strasznie cię przepraszam. Nie zauważyłem cię. - zaczął chłopak. Był mniej więcej w moim wieku, no może trochę starszy. Ciężko mi było to określić. Jedno, co wiem na pewno to to, że był bardzo przystojny.
-Serio? Jestem tu sama i musiałeś wpaść akurat na mnie? - spytałam z trochę większą agresją niż miałam zamiar. Kucnęłam i zaczęłam zbierać moje rozsypane produkty. Po chwili poczułam delikatny uścisk na mojej dłoni. Poczułam się co najmniej dziwnie, bo to nie jest to, co robią przypadkowi nieznajomi.
-Zostaw. Ja to pozbieram. - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Ok, czy ktoś może mi wytłumaczyć dlaczego ten gość jest tak cholernie perfekcyjny we... wszystkim?
-Spoko, zrobiłeś już swoje. Poradzę sobie. 
Mimo mojego sprzeciwu, brunet dalej zbierał moje rzeczy. Na szczęście nie było ich dużo i już po chwili wszystko było z powrotem w moim koszyku.
-Jeszcze raz przepraszam. Może w ramach rekompensaty zabiorę cię na kawę? Jestem Cody. - powiedział i wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam ją lekko.
-Miło mi cię poznać, ale niestety na kawę nie masz co liczyć. - powiedziałam i zaczęłam kierować się w stronę kas.
-To może chociaż wyjawisz mi swoje imię? - powiedział głośniej. Byłam pewna, że reszta ludzi w sklepie mogła to usłyszeć.
-Może kiedyś. - powiedziałam. Spojrzałam na niego ostatni raz i uśmiechnęłam się.

Dwa dni później stałam na dworcu kolejowym i czekałam na mojego chłopaka. Nie mogłam ukryć radości z powodu jego przyjazdu. Nie widzieliśmy się za ledwie cztery dni, ale spędzanie czasu samej w Londynie nie było dla mnie najlepszą rozrywką. Stałam przy peronie, na który miał przyjechać pociąg Luke'a i uśmiechałam się sama do siebie. To niesamowite, jak ważny jest dla mnie ten człowiek. Nie podejrzewałabym, że mogę się tak od kogoś uzależnić, jak od niego. I mam tu na myśli same pozytywne rzeczy. To wspaniałe uczucie, kiedy wstajesz rano i wiesz, że ktoś czeka na wiadomość od ciebie, gdy mimo dzielącej was odległości jesteś pewna, że on jest tam dla ciebie i zrobi dla ciebie wszystko. I tak właśnie jest ze mną i Luke'iem. Co by się nie stało, wiem, że on poświęci się dla mnie, a ja dla niego. Czułam to już rok temu, w Santa Cruz, ale teraz wiem, że to nie był tylko letni romans. To było coś więcej, I każdego dnia dziękuję Bogu za to, że mam przy sobie kogoś takiego jak Hemmo. Jestem świadoma tego, że to co nas łączy to nie jest tylko zwykłe nastoletnie zauroczenie. Tak, jestem już tego pewna. Uświadomiłam sobie to, gdy zadzwoniłam do niego wczoraj w środku nocy, bo miałam koszmar, a on rozmawiał ze mną, aż zasnęłam. Normalny chłopak powiedziałby, że jest zmęczony po wieczornym koncercie i musi odpocząć. Ale on nie jest zwykłym facetem. On jest mój, tylko mój. Tym razem nie tylko na jedną noc, ale na dużo, dużo więcej, Podskoczyłam w szoku, gdy usłyszałam dźwięk pociągu oznajmiający, że już za chwilę zobaczę mojego ukochanego. Gdy pojazd dojechał, a jego drzwi otworzyły się, nie mogłam opanować swojego oddechu. Serce biło mi jak szalone, a jedyne o czym mogłam myśleć to on obejmujący mnie swoimi ramionami. Gdy tylko dostrzegłam go w tłumie podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam. 
-Tak strasznie tęskniłam. - powiedziałam i poczułam, jak mocniej mnie przyciąga do siebie. Nie obchodziło mnie to, że powoli tracę oddech. Liczyło się tylko to, że jest ze mną. Tutaj. Teraz. W Londynie. Zarzuciłam swoje ręce wokół jego szyi, a on bez problemu odnalazł drogę do mych ust. Nie wiem ile czasu trwaliśmy w pocałunku, bo czas się dla mnie zatrzymał. 
-Cześć, skarbie. - powiedział te dwa słowa, a kolana ugięły się pode mną, bo jego głos na żywo brzmi całkiem inaczej, niż przez telefon. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Moja reakcja dziwiła nawet mnie, bo przecież nie widzieliśmy się zaledwie kilka dni, a ja reaguje tak, jakby było to kilka miesięcy. Luke zarzucił sobie torbę na jedno ramię, a drugim objął mnie w talii. Nie mogłam nic poradzić na to, że stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, bo to było takie miłe z jego strony. Zwykły gest, a cieszy mnie bardziej niż powinien. Na szczęście rodzice zgodzili się na to, żebym wzięła ich samochód, więc nie musieliśmy jechać autobusem. 
-Wow, Londyn jest świetny. - powiedział, gdy byliśmy już w drodze do mojego domu. Próbowałam kierować spokojnie, ale Luke Mój Idealny i Najukochańszy Chłopak Hemmings siedzi obok mnie, co przyprawia mnie o palpitacje serca. 
-Mówiłam ci, że jest tu pięknie. - uśmiechnęłam się i poczułam jego dłoń na moim udzie. Spojrzałam na niego. Uśmiechał się wpatrzony we mnie i to było pewne, że jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na calutkim świecie. 

-Nie wierzę! - zaśmiał się Luke. Rzuciłam w niego poduszką, ale to wywołało jeszcze więcej śmiechu u Hemmo.
-Oj daj spokój. - prychnęłam udając obrażoną.
-To naprawdę Ty? - po raz kolejny wybuchnął śmiechem, a ja żałuję, że na ścianie mam zawieszone swoje zdjęcia z młodości. Oparłam się o biurko i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Kochanie, nie złość się. Po prostu wyglądałaś inaczej. - podszedł do mnie i położył swoje dłonie na moich biodrach. Oparł swoje czoło o moje i uśmiechał się ciągle. Dobrze wiedział, że długo mu się nie oprę. Pocałował mnie, a ja po prostu tonęłam w fali przyjemności jaką sprawiała mi jego bliskość. Przerwało nam pukanie do drzwi.
-Proszę! - krzyknęłam, a za chwilę zobaczyłam moją mamę. 
-Chodźcie na kolację. Przyszli już nasi goście. - uśmiechnęła się.
-Goście? - spytałam zdezorientowana. Nic mi nie mówiła o żadnych gościach.
-Tak, przyszli nasi sąsiedzi. Musimy Was zapoznać przed naszym wyjazdem. - odparła. Ruszyliśmy na dół do jadalni. Zatrzymałam się w połowie drogi, gdy zobaczyłam, kto siedzi przy stole. Czy to naprawdę musi być on?

***
Przepraszam za długą nieobecność. Niestety koniec wakacji miałam w rozjazdach, a od wtorku zaczęłam moją przygodę w klasie maturalnej. Rozdział pisany na szybko, żeby było cokolwiek. Postaram się dodawać nowy post w każdy weekend, ale wątpię, żeby mi się to udało. W razie jakichkolwiek zmian powiadomię Was tutaj albo na Twitterze. 

1 komentarz: